Wywiad dla RMF FM tuż przed premierą płyty Sing When You’re Winning
Na początku lat 90. Robbie Williams był obiektem westchnień nastolatek jako członek grupy Take That. Po rozpadzie grupy jako jedyny z jej członków odniósł sukces śpiewając solo. W sprzedaży ukazał się właśnie jego trzeci solowy album, zatytułowany „Sing When You’re Winning”.
Z tej okazji z Robbiem Williamsem rozmawia Katarzyna Lis (RMF FM)
Co myślisz o występie reprezentacji Anglii na Euro 2000?
Nie jestem zbyt zaskoczony tym co się wydarzyło, oczekiwałem, że zbyt daleko nie zajdą. Gdybyśmy awansowali dalej, dopiero dostalibyśmy baty. Tak przynajmniej obeszło się bez większego wstydu.
Jesteś fanem piłki nożnej. Jaki typ futbolu preferujesz – techniczny, latynoamerykański czy siłowy, europejski? Jaki sposób grania jest najlepszy?
Jaki jest najlepszy? Nie wiem, na pewno nie angielski.
Co oznacza tytuł twojej nowej płyty „Sing When You’re Winning”.
To taka piosenka, którą śpiewają na trybunach kibice, kiedy któraś drużyna strzeli bramkę. Melodia do niej jest zapożyczona z utworu „Guantanamera”. To po prostu taki futbolowy żart.
Co jest takiego w twoich piosenkach, że postanowiłeś je nagrać?
Co jest interesującego? Kompletnie nic. Wszystkie są kiczowate. Ja tak naprawdę wolę słuchać piosenek, które napisali inni.
Jedna z piosenek miała nosić tytuł „Supreme L’Amour”. Dlaczego taki francuski tytuł?
Teraz tytuł brzmi po prostu „Supreme”. Osoba, która napisała oryginalnie piosenkę „Love Supreme”, nie pozwoliła użyć oryginalnego tytułu.
Czy możemy się spodziewać na tym albumie wielkich przebojów?
Na pewno. Sam twierdzę, że znajduje się na nim osiem piosenek, które bez problemy można wydać na singlu. Jestem bardzo jestem zadowolony z tej płyty. Jest na pewno najlepszą, jaką kiedykolwiek nagrałem. Teraz wszystko zależy od ludzi, czy będą chcieli jej słuchać i czy przyznają mi rację.
O czym są te piosenki?
O wielu różnych sprawach. Trzeba posłuchać płyty, wtedy będzie wiadomo. Ale w skrócie powiem, że opowiadają o miłości, zdradzie, barku zdrady, biszkoptach, sushi i wielu innych sprawach.
Gdybyś był fanem jakiegoś wykonawcy, co skłoniłoby cię do kupienia jego albumu?
Szczerze mówiąc to nic. Albo coś mi się podoba, albo nie, i nic innego właściwie się nie liczy.
Jak wygląda twój kontakt ze światem filmu?
Nie ma żadnego kontaktu. Nie wierzcie w to, co piszą gazety. Nie ubiegam się o żadną rolę i nie mam zamiaru grać w żadnym filmie.
A co z Bondem?
Tego też nie mam zamiaru robić.
Czy mógłbyś powiedzieć dlaczego zdecydowałeś się na karierę solową i dlaczego wybrałeś „Freedom” na pierwszy singel?
Nie.
Czemu?
Bo nie, przeczytaj sobie książkę.
Jaką?
Jakąkolwiek.
To co w takim razie dzieje się obecnie w twoim życiu, oprócz tego, że nagrałeś nowy album?
Właściwie nic ciekawego. Udzielam wywiadów, gram w różne gry za pośrednictwem Internetu i szukam sobie dziewczyny. Od czasu do czasu chodzę do kina, albo wypożyczam jakieś kasety, pije kawę i jem biszkopty. Chociaż nie mogę ich jeść. Ogólnie to moje życie jest bardzo nudne.
Angażujesz się w akcje charytatywne z ramienia UNICEF-u. Możesz coś o tym powiedzieć?
To na pewno nie jest nudne. To jest niesamowita sprawa. Zostałem honorowym ambasadorem UNICEF-u i ostatnio byłem w Mozambiku. Próbuję zrobić coś, aby bogate kraje zwróciły uwagę na tragedię ludzi, którym tam dzieje się krzywda i którzy przeżywają tam ogromną tragedię. W przyszłym roku znów gdzieś pojadę…
Jak będzie wyglądać trasa koncertowa promująca ten album?
Zacznę koncertować w listopadzie, ale tylko w Wielkiej Brytanii. Później może pojadę gdzieś indziej, ale nic na razie na ten temat nie wiem.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad z serwisu muzycznego Interii, www.muzyka.interia.pl.